środa, 4 września 2013

Chaos kontrolowany


Jestem bałaganiarą. Nie wiem z czego to wynika, ale tak mam. Mama zawsze się na mnie o to wkurzała i stawiała za wzór młodszą siostrę. A ja już we wczesnych latach dziecięcych zorientowałam się, że cotygodniowe sprzątanie jest stratą czasu, bo i tak za chwilę wszystkie moje rzeczy znajdą się w innych miejscach. Zaczęło się od biurka, a konkretniej od szuflad. Miałyśmy z siostrą po jednej, na nasze "skarby". A. miała w szufladzie wszystko poukładane kolorami, kształtami itp. Ja miałam inny system-zgarniałam ręką wszystkie rzeczy i zamykałam. Najlepsze, że zawsze wiedziałam, gdzie co jest. Pewnego dnia, Mama zarządziła sprzątanie. Poszłyśmy do pokoju i A. (miała wtedy kilka lat) zapytała mnie, czy może posprzątać w mojej szufladzie. Ona nie miała u siebie nic do ogarnięcia, a przy okazji, chciała pooglądać rzeczy starszej siostry. Zajebiście! Sprzątaj. Było prawie idealnie, do momentu, gdy do pokoju wkroczyła Mama i opierdzieliła mnie z góry na dół, że wysługuję się i zmuszam do pracy młodszą siostrę. Nawet dzisiaj, Rodzicielka chyba nie wierzy w tamtą wersje wydarzeń, ale naprawdę tak było  ;-).

Dzisiaj, niestety już nikt nie proponuje mi, że posprząta w mojej szufladzie. A za te wszystkie lata bałaganiarstwa, doigrałam się. Spotkałam na swej drodze P. Muszę wyjaśnić  że jest to ciężki przypadek, w kwestii sprzątania i dostaję od niego szkołę życia. Najlepiej, żeby oprócz mebli, nic nie znajdowało się na wierzchu, a jak już musi, to powinno być ułożone w odpowiedniej konfiguracji. Inaczej P. nie zaśnie ;-). Cotygodniowe sprzątanie to magiczny rytuał i muszę się przyłożyć bo P. robi mi potem audyt i test białej rękawiczki. Odkurzałaś? Tak. Za łóżkiem też?  Kurwa, łóżko. Zapomniałam  ;-)

Nasz związek przechodzi ostatnio test wytrzymałości. Wszystko za sprawą jednego komputera, którego P. się pozbył i oczekiwania na kolejny, który jeszcze nie przyjechał. W związku z tym, P. korzysta z mojego. Po co Ci te zdjęcia na pulpicie? A to CV? Nie możesz  tego dać gdzieś indziej? Nie, nie mogę bo lubię mieć je pod ręką. A to P. doprowadza do szału bo u niego na pulpicie nie może być żadnej ikonki. Żadnej. Nawet kosz tak ukrył, że nie mógł go znaleźć. Biedak, próbował się trzymać. Zimne poty go oblewały, ale dzielnie nic u mnie nie ruszył (pomijam kwestię zmiany tła w przeglądarce, za które dostał opierdziel i groźbę, że jak tylko przyjdzie jego komputer, będę mu ustawiać tło Hello Kitty). Żal mi się go zrobiło. Pomyślałam, że i tak jestem straszną zołzą i od czasu do czasu wypada ogarnąć wspólną przestrzeń, a także mój pulpit. Pochowałam więc wszystkie pierdoły, ale tak jakoś wyszło, że na następny dzień umieściłam na nim różne wersje kolorystyczne pewnego zdjęcia. Wklejałam je byle gdzie. Dzisiaj rano włączam sprzęt, patrzę i oczom nie wierzę. Zdjęcia poustawiane równiutko, w szeregu. Wybuchnęłam śmiechem i pytam P., co to do cholery ma być? (Mój Tato zawsze powtarza, że symetria jest dla idiotów). Nic nie rozumiesz. Nie chodzi nawet o symetrię. Bo w tym wszystkim nie o to chodzi, a o ogólny ład. Nawet chaos musi mieć swoje zasady.

A mnie się marzy kurna chata
Zwyczajna izba zbita z prostych desek
Żeby się odciąć od całego świata
Od paragonów, paragrafów i wywieszek
Zaszyć się w kącie w kupie liści
Tak, żeby tylko koniec nosa było widać
Nic nie zamiatać, nic nie czyścić
Nie kombinować, co się jeszcze może przydać.
(J. Kaczmarek, Kurna Chata)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz