środa, 4 września 2013

Pachnidło-wpis o kanalizacji, nie dla wrażliwych!


Londyn śmierdzi. Nie pachnie kwiatkami, czy tandetą zapachowych choinek do aut, on po prostu wali. Oczywiście, nie cały czas (lubię dramatyzować), ale mieszanka londyńskich zapachów może przyprawić o ból głowy.

Ale od początku. P. powiedział mi kiedyś, że jemu Londyn kojarzy się z zapachem papierosów i tłuszczu po frytkach. Jest to często spotykany aromat, zwłaszcza w City, zwłaszcza imprezowo-wieczorową porą. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Każdy mieszkaniec większego miasta może mieć podobne skojarzenia o swoich terenach. Ale nie każdy mieszkaniec większego miasta, może powiedzieć, że jego gród w godzinach nocnych wali gównem. A ja mogę, niestety. Codziennie, od dwóch miesięcy, ok. godziny 22., przez otwarte okno sączy się woń kanału. Nie mam pojęcia, dlaczego tylko o tej porze, ale smród kupy po 22. jest tu pewny, jak tea time o 17. Przypuszczałam, że problem ten będzie nagłośniony i nie myliłam się. Dwa tygodnie temu, natknęłam się w mediach (i to polskich) na informację, że w londyńskich kanałach trwały prace, mające na celu pozbycia się zatoru. A zator ów był nie byle jaki: 15-tonowy zlepek tłuszczu, papieru, resztek jedzenia i innych rzeczy, o których boję się pomyśleć. Co więcej, znajdował się on dokładnie w rurach, pod dzielnicą, w której mieszkamy. P. (jak zwykle) miał na to swoje wytłumaczenie-Widzisz, jak Ci dieta dobrze idzie? Już 15.ton tłuszczu spuściłaś w kanał  ;-).

Zator przepchali, a fetor pozostał. Dobrze, że lato się powoli kończy i będzie można spać przy zamkniętych oknach. A jak lato to i stragany warzywno-owocowe. Jest to sprawa cudna - w dzień cieszą oko soczystymi barwami, dającymi obietnicę kulinarnej orgii, ale nie zapominajmy, że pod jędrnymi skórkami, wszystko dojrzewa. a jak dojrzewa, to i przejrzewa, a potem gnije. I śmierdzi. Przechodzenie w upalny dzień, obok sklepików hindusów, czy tez innych Chińczyków, wymaga nie lada odwagi. Warzywa, owoce, egzotyczne przyprawy i mięso (pewnie z kota) - to wszystko może porazić i zrazić. Szczególnie, gdy ktoś, jak ja, jest tak uwrażliwiony na zapachy. Oczywiście, wiem, że marudzę i pewnie wyolbrzymiam. Aby oddać sprawiedliwość, muszę przyznać, że smród Londynu jest niczym, w porównaniu do woni marokańskiej medyny (ichniejsze targowisko). Tam, przy upałach niemalże 50-stopniowych, na straganach wystawione są obcięte kozie łby, gnijące, zielonkawe mięso, do tego przyprawy, owoce, kilogramy owadów w powietrzu....
A czym pachną Polacy w UK? Burakami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz